|
 |

Artykuły > Inne tematy > Samopomoc po powrocie |
 |
Wrócili, i co? Udało się im czy przepadli w polskiej codzienności? Z różnych losów ludzi, którzy przenieśli się do Polski po kilkuletnim pobycie za granicą, da się wyciągnąć jeden wspólny mianownik: trzeba liczyć na siebie. Samopomoc to najlepszy sposób na zapuszczenie korzeni w krajowej rzeczywistości.
Nie ma jednej recepty na bezpieczny powrót do Polski. Uogólnienia różnych doświadczeń Polaków, zwanych reemigrantami, nie mają najmniejszego sensu. Są tacy, którym wszystko się udało i tacy, którzy po kilku miesiącach mają wrażenie, że nic się w kraju nie zmieniło.
Wiadomo, że żadnej wielkiej fali powrotów nie ma, chociaż miał ją wygenerować kryzys na rynku pracy w Wielkiej Brytanii. Eksperci, którzy zawodowo zajmują się tym rynkiem, twierdzą nawet, że jest odwrotnie.
– Recesja nie motywuje ludzi do zmian czy szukania nowych możliwości zatrudnienia – twierdzi Christopher Hume, dyrektor zarządzający w AER International, agencji rekrutującej uzdolnionych, wyedukowanych i doświadczonych pracowników dla swoich klientów mających bazy w Polsce i innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej. – Jeśli ktoś ma pracę tutaj, nie będzie stawiał wszystkiego na jedną kartę i szukał czegoś w Polsce. Owszem, jeśli ją straci, wtedy pomyśli o zmianach.
Jeśli obecny polski rząd jest w jakimś sensie liberalny, to ów liberalizm najbardziej uwidacznia się właśnie w podejściu do Polaków powracających z zagranicy. Jedynym jako takim wsparciem jest serwis internetowy, który pełni funkcję informacyjną.
– Przecież nie o to chodzi, żeby pomagać finansowo ludziom, którzy wyjechali w celach ekonomicznych – mówi bez gródek Maciej Szczepański, koordynator serwisu Powroty.gov.pl.
Dotacje i Anioły Biznesu
Wracający do kraju Polacy przy odrobinie dobrej woli i naprawdę dużej dozie cierpliwości mogą „dorwać” się do dotacji i pożyczek na rozpoczęcie i prowadzenie działalności gospodarczej. Muszą jednak pogodzić się z polską paranoją, która nakazuje im najpierw pójść na bezrobocie.
Tak jest w przypadku starań o dofinansowanie z powiatowych urzędów pracy w wysokości prawie 20 tys. zł. Procedura przyznawania tej dotacji może się ciągnąć nawet do 10 miesięcy, więc trzeba mieć spory zapas gotówki, żeby przetrwać ten czas.
– Zaraz po przyjeździe do Polski zarejestrowałam się w pośredniaku i zaczęłam starania o tę dotację – mówi Monika Ligus, która właśnie rozpoczyna działalność polegającą na prowadzeniu e-sklepu.
– Musiałam wziąć udział w kursie „ABC Biznesu”, przygotować biznesplan, byłam na rozmowach kwalifikacyjnych, wypełniałam stos kwestionariuszy, miałam wizyty urzędników, musiałam postarać się o dwóch żyrantów – wylicza. – W końcu się udało. Biurokracja jest ciągle wielka, jednak jeśli ktoś ma wyraźny cel, to sobie z nią poradzi.
Dwa razy więcej oferuje program unijny „Wsparcie oraz promocja przedsiębiorczości i samozatrudnienia”. Niestety, on również obwarowany jest warunkami, które mogą sprawiać kłopot reemigrantom. Na 40 tys. zł dotacji mogą liczyć wyłącznie osoby, które przez ostatnie 12 miesięcy nie prowadziły działalności gospodarczej i są bezrobotne.
– Kto wie, jestem już zaprawiona w bojach, więc sprawdzę, czy kwalifikuję się do tego programu – dodaje Monika Ligus. – W przypadku dotacji z pośredniaka czekałam około cztery miesiące, teraz też mogę poczekać. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie to, że mój mąż z miejsca dostał pracę, dzięki czemu mamy za co żyć.
Zdarzają się również programy wsparcia finansowego adresowane wyłącznie do przyszłych przedsiębiorców powracających z zagranicy. Taki był zakończony już projekt „Zostań w Polsce swoim szefem”, skierowany do osób nieaktywnych zawodowo, które powróciły z emigracji zarobkowej, zamieszkały na terenie województwa mazowieckiego i nosiły się z zamiarem rozpoczęcia własnej działalności gospodarczej w Warszawie.
Docelową grupę stanowili emigranci powyżej 45 roku życia, emigrantki, które chciały wrócić lub wejść po raz pierwszy na rynek pracy po urodzeniu dziecka oraz osoby powracające z zagranicy po utracie pracy nie z własnej winy. Ci, których wnioski zostały przyjęte, mogli liczyć na dotację do 40 tys. zł oraz comiesięczne dofinansowanie na wydatki związane z utrzymaniem firmy przez pół roku lub rok.
Działają w Polsce również tak zwane Anioły Biznesu. Pod tą górnolotną nazwą kryją się prywatni inwestorzy, którzy lokują pieniądze w nowych, dobrze rokujących firmach. Dzięki kapitałowi Aniołów początkujący przedsiębiorcy mogą w ciągu 2-4 lat rozwinąć skrzydła, dając inwestorowi wysoki wzrost wartości jego udziałów. To coś w rodzaju brytyjskich „Smoków” znanych z telewizyjnego programu „Dragons Den”, tylko bez całej tej showbiznesowej otoczki.
Łowcy głów wysyłają do Polski
Nie każdy powracający myśli o założeniu własnego biznesu. Na ludzi, którzy pracowali za granicą w branży finansowej i zajmowali stanowiska średniego szczebla zarządzania lub marketingu, polują headhunterzy.
Agencje rekrutacyjne odwracające kierunek poszukiwania pracy to symptomatyczna nowość – łowcy głów szukają polskich profesjonalistów pracujących np. w londyńskim City i lokują ich w międzynarodowych koncernach szukających możliwości rozwoju w Europie Środkowo-Wschodniej.
Dzięki jednej z takich agencji prestiżową pracę dostała Sylwia Kujawa, która z miejsca została szefową działu wewnętrznego audytu rynków kapitałowych w Banku Zachodnim.
– To bank z czołówki instytucji finansowych w Polsce. Nigdy nie osiągnęłabym takiego stanowiska w którymś z pięciu największych brytyjskich czy irlandzkich banków – mówi z przekonaniem Kujawa. – To, co w Polsce mogło się wydarzyć, tutaj nie byłoby możliwe.
Dlaczego profesjonalistom jest łatwiej w kraju? Bo mają doświadczenie, które dla Polaków z Polski jest nieosiągalne. Pracodawcy cenią w reemigrantach inne, bardziej globalne podejście do rozwiązywania problemów, nowe pomysły inspirowane rozwiązaniami organizacyjnymi, zastosowaniem nowych technologii zaobserwowanych za granicą, a także znajomość języka obcego w stopniu konwersacyjnym oraz fachowego słownictwa i slangu, co ułatwia kontakty z native speakerami.
– Polscy pracownicy bez doświadczenia z zagranicy nie mają w naszych oczach tak wysokich kompetencji, które daje praca w międzynarodowych instytucjach czy koncernach – mówi Christopher Hume.
Potwierdza to z drugiej strony szefowa centrum finansowego banku HSBC w Krakowie, czyli przedstawicielka pracodawcy poszukującej w Polsce pracowników.
– Chętnie zatrudniamy u nas Polaków z zagranicznym doświadczeniem, bo są oni bardziej otwarci na innowacje, łatwiej się adaptują w nowym środowisku pracy i są świadomi kulturowych niuansów, co jest ważne w kontaktach z klientami – mówi Monique Frugier.
strony: [1] [2] |
 |
komentarz[0] | |
|
|
|