mam pytanie do wszystkich miszkajacych i pracujacych w GB ile srednio mozna zaoszczedzic miesiecznie pracujac na budowie dla mezszczyzny albo dla kobiety jako opiekunka dla dzieci prosze o jakis zaokraglony przyklad oczywiscie uwzgledniajac codzienna egzystencje.dzieki za wypowiedzi pozdrowionka

jest za duzo zmiennych zeby tak powiedzic. gdzie bedziesz pracowal, jakie mial mieszkanie, jak bedziesz zyl itp.ja chcialem pracowac na budowie. ale dostalem kontrakt w firmie i narazie zostaje u nich.

rozumiem ze jest wiele aspektow ktore mozna rozwazac, moje pytanie bylo o srednia kwote jaka mozna zaoszczedzic pracujac wylacznie na zarobek z mysla o powrocie do kraju, czyli wynajecie pokoju lub mieszkania w warunkach takzwanych biwakowych czyli minimalnych, moje pytanie wywodzi sie z czystej ciekawosci, gdyz sama jestem na obczyznie(toronto,can.) prosze o bardziej zprecyzowane odpowiedzi
dzieki buzka

Powiedzcie ile zarabiacie w anglii?
Ja pracuje rok .I wydaje mi sie że coś mało A u was jak jest? Może napiszecie troche o swoich zarobkach?

Jezeli pracujesz full-time i po roku masz blizej do 10 niz 20k pa, to zdecydowanie malo - pora zmienic prace .
Chyba ze:
-zdobywasz doswiadczenie w kierunku, w ktorym sie ksztalcisz - ta praca daje ci perspektywy dalszego rozwoju, lub
-ta praca daje ci ogromna satysfakcje (ale jak sie nie zarabia to nie ma sily, frustracja pojawi sie calkiem niedlugo; chyba ze np. mieszkasz z partnerem, ktory zarabia od 30k w gore - wtedy pojawi sie troche pozniej ) albo
-pochlaniaja cie jakies inne zajecia (np. studia) i nie chcesz sie zbytnio w prace angazowac.
Takie jest moje zdanie

Pomieszkasz sobie na ulicy to inaczej pogadamy!

Ja nie pisze o sytuacjach ekstremalnych. Ani o desperatach przyjezdzajacych tutaj mimo, ze nie znaja angielskiego, nie maja wystarczajacych kwalifikacji itd, tym, ktorym sie chyba wydaje ze ich od razu na Victorii jakis pracodawca przywita i zaprosi do hotelu. Jezeli ktos jest 'za cienki' zeby w Polsce sobie znalezc prace, to tutaj tez ma niewielkie szanse. No i potem wielkie dramaty i pretensja do niewiadomo kogo....

Moj poprzedni post byl odpowiedzia na pytanie kolezanki, ktora nie znajduje sie chyba w jakies dramatycznej sytuacji (rozumiem, ze wtedy wymagania co do wynagrodzenia kazdemu sie zmieniaja) tylko zdaje sie, ze - we wzglednie ustabilizowanej sytuacji - tak ogolnie ja refleksje naszly . Ja nie wartosciuje ludzi w zaleznosci od tego, ile zarabiaja. A to, ze pisze, ze ilestam to malo to nie po to, zeby wpedzac kogos w kompleksy czy zgorzknienie. Mowie tylko o tym, zeby w miare mozliwosci miec jakis plan i starac sie isc do przodu. Czego zycze Mariolce i wszystkim innym

P.S.
Dobrze ze post powyzej sie pojawil - moze pare osob sie zastanowi, na co moga liczyc w Wielkiej Brytanii mlekiem i miodem plynacej.