http://www.gbritain.net

:: Co z tym funtem?
Artyku dodany przez: Damian (2008-05-23 01:52:40)

Sprzedawać, sprzedawać, sprzedawać! Tak brzmi najkrótsza rada wszelakich domorosłych finansistów dotycząca funta.

Kiedyś to były czasy! Na początku 2004 roku funt szterling wart był nawet 7,40 zł. Jednak w tym samym roku zaczęły się schody – brytyjska waluta straciła 24 proc. wartości, zniżkując do poziomu 5,80 zł. Natomiast po dwuletniej konsolidacji, w 2007 roku, zniżki sięgnęły 20 proc. (z poziomu ok. 6 zł do 4,80 zł).

Od początku 2008 roku końca spadków nie widać – ostatnio kurs GBP sięga 4,34 zł i wszystko wskazuje na to, że będzie nadal dołował. Niektórzy analitycy całkiem serio prognozują, że w tym roku pęknie kolejna psychologiczna bariera, gdy funt spadnie poniżej 4 zł, a być może zatrzyma się dopiero przy wartości 3,50 zł!

Damian Staszek z portalu ekonomicznego skarbonka.co.uk ma jednak więcej wiary.
– Do końca wakacji, czyli do sierpnia, kurs funta w stosunku do złotego może spaść do poziomu 4,10 – 4,20, ale nie sądzę, by mógł szybować w dół do poziomu 3,50 – mówi ekonomista. – Zdziwiłbym się, gdyby do tego doszło. Być może pod koniec 2008 roku będziemy mieli do czynienia ze spadkiem poniżej 4 zł.

Analizując dokładniej parę GBP/PLN, widoczne są pewne korekty wzrostowe. Funt potrafi umocnić się o kilkanaście groszy, po których następują najczęściej dwukrotnie większe spadki.

– Ci, którzy muszą wymienić funty na złotówki, powinni wykorzystywać owe korekty wzrostowe – radzi Staszek. – Najbardziej pożądana jest dywersyfikacja portfela walutowego i utrzymanie części oszczędności w funtach, a części w złotówkach, które powinny być inwestowane (choćby na lokatach), aby w przypadku jakichkolwiek zmian relacji GBP/PLN dodatkowe zyski z inwestycji niwelowały ewentualne straty.

Paweł Mes, dyrektor zarządzający firmy transferującej pieniądze do Polski – One Money Mail „Sami Swoi,” powołując się na średnioterminową prognozę opracowaną przez jeden z banków, przewiduje, że do przyszłorocznych wakacji cena funta może skoczyć do 4,70 zł, o ile nic niespodziewanego nie wydarzy się na świecie.

To tylko wyspa na skraju Europy
Funt to dla nowej fali imigrantów z Polski główny powód przyjazdu do Wielkiej Brytanii. Liczą się z nim, szanują go, a teraz coraz częściej martwią się o stan jego zdrowia. Nie ma przy tym znaczenia, czy mają na koncie skromne dwa tysiące czy „sto kilo”. Jego słabość wszystkich boli tak samo. Niektórym nie wystarcza rozsądne tłumaczenie praw rynku finansowego, więc węszą nawet swego rodzaju spisek.

– Funt miał wycenę wziętą z sufitu. To właśnie dzięki temu Brytyjczycy kupili tanią siłę roboczą z nowej Europy, włącznie ze mną – śmieje się Tomasz Rybak z Liverpoolu. – Płacili papierem przewartościowanym, a dostawali „towar” stuprocentowej wartości, jaką jest nasza praca. Teraz to wszystko, niestety, wraca do normy.

Jego zdaniem nie ma żadnych przesłanek, by siła nabywcza funta była sześcio-, siedmiokrotnie większa od złotówki, jak zdarzało się jeszcze kilka lat temu.
– Wielka Brytania to przecież tylko wyspa na obrzeżach Europy i nie ma żadnego uzasadnienia, żeby ludzie zarabiali tu pięć razy więcej niż na kontynencie – tłumaczy.

Owszem, to, że Londyn jest stolicą światowej finansjery, a także jego związki z dawnymi koloniami i angielski jako język urzędowy to oczywiście ważne czynniki siły ekonomicznej, ale one nie mogą wpływać na aż takie różnice między walutami.
Jego zdaniem kurs funta wkrótce będzie oscylował w granicach 3 złotych.

– Po wejściu Polski do Unii Europejskiej naczynia zostały połączone i funt musi tanieć tak długo, aż siła nabywcza się wyrówna – pisze w portalu money.pl Dariusz. – Tak długo jak się nie wyrówna, będzie trwał intensywny obrót towarowy i migracja zarobkowa. Miliony mrówek z Polski i Wielkiej Brytanii biorą w tym udział, transportując w dwie strony waluty, towary, kredyty, samochody – dzieli się z internautami swoimi przemyśleniami.

– Od początku było wiadomo, że złotówka będzie coraz mocniejsza – przypomina Paweł Mes, dyrektor zarządzający firmy One Money Mail „Sami Swoi”.
I na to jednak Polak znalazł sposób. Firma proponuje zapobiegliwym, planującym przesłanie do kraju większej sumy, na przykład gdy zamierzają kupić mieszkanie w Polsce, tak zwaną umowę forwardową. Polega ona na tym, że w dniu podpisania umowy ustalany jest z klientem kurs waluty, który będzie również obowiązywał np. za pół roku.

Przyczyny dzisiejszego kryzysu
Fakt, światowa ekonomia to zespół połączonych naczyń. Uświadomiliśmy to sobie już prawie osiemdziesiąt lat temu, kiedy to 24 października 1929 roku na giełdzie nowojorskiej wybuchła panika. Łańcuch wydarzeń doprowadził do szeregu plajt, w wyniku czego na całym świecie pracę straciły miliony osób.

Również dzisiejszy kryzys, który dotknął gospodarkę Zjednoczonego Królestwa, przybył zza oceanu. Od 1997 roku ceny nieruchomości w USA nieustannie rosły. Instytucje finansowe, skuszone łatwym zyskiem, zaczęły udzielać pożyczek mieszkaniowych osobom o coraz mniejszej wiarygodności kredytowej.

Coraz bardziej nadmuchiwana bańka musiała w końcu pęknąć, co stało się w końcu w połowie 2007 roku. Setki tysięcy Amerykanów, którym nazbyt pochopnie pożyczano pieniądze, nie mogło sobie pozwolić na ich spłatę, w wyniku czego zaczęli tracić swoje domy, zaś banki możliwość odzyskania gotówki.

Nie trzeba było długo czekać, aby kryzys przeniósł się do Wielkiej Brytanii. Pierwszą ofiarą padł piąty co do wielkości kredytodawca na brytyjskim rynku mieszkaniowym, bank Northern Rock. Również i w tym przypadku przyczyną kłopotów była nadmierna zachłanność menedżerów firmy. Jak donosił „The Times”, bank działał zbyt agresywnie, zbyt natarczywie zabiegano o klienta, nie bardzo dbając o jego możliwości finansowe.

W czasach, gdy suma wartości wszystkich pożyczek udzielanych przez banki niejednokrotnie przekracza wartość depozytów, jakie są zgromadzone w bankowych skarbcach, taktyka taka okazała się niebezpieczną grą.
Ponieważ bank Northern Rock zadłużał się u innych korporacji, aby udzielać pożyczek, jego kłopoty pociągnęły za sobą kłopoty innych finansowych instytucji Zjednoczonego Królestwa.

Nauczone na tym przykładzie banki brytyjskie zaczęły ostrożniej udzielać kredytów mieszkaniowych. To z kolei znacznie spowolniło rynek nieruchomości na Wyspach. Po raz pierwszy od 1996 roku w Wielkiej Brytanii spadły ceny mieszkań. Jak można było przeczytać ostatnio w „The Independent”, „przeciętny dom w Wielkiej Brytanii kosztuje teraz 178 tys. 555 funtów, 1759 funtów mniej niż przed 12 miesiącami”.

Aby ratować sytuację Bank of England – odpowiednik naszego NBP – postanowił wpompować w brytyjski system bankowy astronomiczną sumę 50 miliardów funtów. Jednak prognozy na najbliższe czasy nie są zbyt optymistyczne. W ostatnim numerze „The Economist”, w artykule pod dużo mówiącym tytułem „Too soon to relax” (Za wcześnie, by się zrelaksować) można między innymi przeczytać, że do tej pory straty na całym świecie, w wyniku kryzysu kredytowego, wyniosły 945 miliardów dolarów. Inwestorzy wciąż martwią się, że banki mogą popaść w tarapaty i sytuacja jest wciąż daleka od spokojnej.

Walka na dwu frontach
Kryzys bankowy, a także rosnące w zawrotnym tempie ceny paliw i żywności sprawiły, że gospodarka brytyjska zwalnia. W zeszłym roku PKB Zjednoczonego Królestwa powiększyło się jedynie o ponad 3 proc. Prognozy na 2008 rok wieszczą jeszcze wolniejszy wzrost – o 1.6 proc.

– 8 maja Bank Anglii utrzymał stopę procentową na poziomie 5 proc., choć w perspektywie kilku miesięcy oczekiwane są dalsze cięcia stóp procentowych w Wielkiej Brytanii, przynajmniej o 25 bądź 50 punktów bazowych – mówi Damian Staszek.
– Dodatkowo produkt krajowy brutto w Wielkiej Brytanii na tle PKB w Polsce wypada dość słabo.

Jak przypomina Staszek, w połowie maja Bank Anglii ogłasza raport o inflacji. Jak może to zmienić relację funta do złotówki? Gdy inflacja w Wielkiej Brytanii okaże się większa od oczekiwanej, możliwe jest podniesienie kosztów pieniądza na Wyspach, a co za tym idzie, spadek wartości złotówki do funta. Niestety, dla liczących oszczędności w złotówkach podniesienie stóp procentowych przez Bank Anglii jest mało prawdopodobne w obliczu zagrażającej recesji i kryzysu na rynku kredytów – dodaje.

Mervin King, szef brytyjskiego banku centralnego, ostrzega, że poddani Elżbiety II wydadzą w ciągu najbliższych 12 miesięcy znacznie mniej pieniędzy, bo będą musieli nie tylko pokryć rosnące koszty obsługi kredytów mieszkaniowych, lecz również zmierzyć się m.in. z rosnącymi cenami żywności i energii.

Również wielki biznes czeka spowolnienie. Charles Bean, główny ekonomista w Bank of England, wskazuje na fakt, że ostrożność banków w udzielaniu kredytów przyhamuje inwestycje na Wyspach.

Zdaniem tygodnika „The Economist”, Mervin King teraz będzie musiał wykazać się trudną sztuką balansowania. Z jednej strony powinien dbać o zagrożony wzrost gospodarczy, z drugiej - pilnować zbyt niebezpiecznie rozpędzającej się inflacji. Nie należy się więc spodziewać w najbliższym czasie ze strony banku centralnego żadnych spektakularnych posunięć.

W co inwestować? Dom, firma, lokata, sprzęt
Co w takim razie powinni robić Polacy, jeśli prognozy dotyczące brytyjskiej waluty nie są optymistyczne? Paniczna wyprzedaż niekoniecznie jest najlepszym wyjściem.
Jeśli ceny nieruchomości w Wielkiej Brytanii spadają, inwestycja w dom na Wyspach wydaje się lokatą jak najbardziej na czasie.

W perspektywie kilku lat na rynek nieruchomości w Wielkiej Brytanii może powrócić hossa, wtedy będzie można zrealizować zysk. Oczywiście warto pamiętać, że ceny nieruchomości na Wyspach są w przeliczeniu na złotówki również wysokie i przeciętnego Polaka po prostu nie stać na mieszkanie tutaj. Jednakże perspektywa spadków stóp procentowych w Wielkiej Brytanii powinna zachęcać do zaciągania kredytów w funtach.

Na drodze do wymarzonego domu w Polsce stoi niestety mocny złoty. Relatywnie na przewalutowaniu można więc sporo stracić. Poza tym kupno nieruchomości w Polsce wiąże się z dużymi kosztami, bo ceny mieszkań w dobrej lokalizacji o wysokim standardzie (porównywalnym do standardów przeciętnych mieszkań i domów w Wielkiej Brytanii) sięgają szczytów.

– Nigdy nie jest tak, że wszyscy tracą. Teraz jest dobry czas na zakupy w Wielkiej Brytanii – mówi Paweł Mes i dodaje, że jeśli ktoś planuje sprzedać swoje polskie mieszkanie i kupić sobie lokum na Wyspach, to teraz jest właśnie odpowiedni moment.
Warto też pomyśleć o założeniu własnej firmy na Wyspach. Rządowi Wielkiej Brytanii w sytuacji, gdy gospodarce grozi spowolnienie porównywalne z tym za oceanem, bardzo zależy na zwiększeniu przedsiębiorczości we własnym kraju.

– Nowe firmy mogą okazać się „lekarstwem na całe zło” wywołane kryzysem sektora pożyczkowego. Założenie własnego biznesu w Wielkiej Brytanii może okazać się strzałem w dziesiątkę, ponieważ wiąże się z szeregiem udogodnień finansowych, administracyjnych i brakiem zabójczej biurokracji, która wciąż jest zmorą polskich przedsiębiorstw – uważają specjaliści z firmy netPR.

Świetną inwestycją może być rozpoczęcie handlu sprzętem RTV-AGD, który na Wyspach jest śmiesznie tani w porównaniu z cenami w Polsce. Dotyczy to zarówno coraz bardziej popularnych komputerów, nowoczesnych odtwarzaczy mp3 i komórek, jak i ekspresów do kawy czy czajników.

Zgodnie z wyliczeniami netPR, różnica w cenie różnych typów MacBooków w Polsce i Wielkiej Brytanii wynieść może ponad 1000 zł, na iPodzie można zarobić nawet 300 zł, a zysk na ekspresie do kawy Bialetti jest sześciokrotny!

Dla początkujących dobrym wyjściem może być powierzenie swoich pieniędzy najlepszym instytucjom finansowym, bankom czy funduszom zarządzającym. Specjaliści z pewnością pomogą wybrać takie produkty, które są niedostępne dla Polaków w Polsce, a zapewnią nam zyski.

– Jeżeli w perspektywie mamy powrót do kraju, najlepszym rozwiązaniem wydaje się... inwestowanie w siebie – dodaje do tych pomysłów Damian Staszek ze skarbonka.co.uk. – Słaby funt oznacza, że płatne kursy oferowane w Wielkiej Brytanii są tańsze. Mamy możliwość podniesienia swoich kwalifikacji zawodowych, dzięki czemu będziemy mogli zwiększyć nasze oczekiwania płacowe po powrocie do kraju.

Niezbyt skorzy do podejmowania własnej inicjatywy i szastania ciężko zarobionymi pieniędzmi mogą po prostu uzbroić się w cierpliwość. A nuż na rynku pojawi się jakiś rekin, który dojdzie do wniosku, że warto skupić tanie funty, by potem odsprzedać je z zyskiem. Wtedy automatycznie ich cena podskoczy.
Poczekamy, zobaczymy. Najważniejsze, by nie przegapić dogodnej okazji.


Adam Skorupiński, Jakub Ryszko




adres tego artykuu: http://www.gbritain.net/articles.php?id=189