http://www.gbritain.net

:: Sól w brytyjskim oku
Artyku dodany przez: Damian (2009-02-08 11:40:54)

Im bardziej Wielka Brytania pogrąża się w kryzysie, tym chętniej szuka winnych i tym częściej wskazuje oskarżycielskim palcem na obcokrajowców. A my, Polacy, wiedziemy wśród nich prym. Wszyscy chyba czujemy, że to nie do końca fair oraz że Brytyjczycy przestali nas lubić. Dlaczego?

Ostatnie dwa tygodnie. Antrim: dwóch Polaków napadniętych i brutalnie pobitych przy użyciu noży i młotków. Londyn: Polak przez kilkanaście miesięcy dyskryminowany w pracy i wreszcie zmuszony do odejścia. Jeszcze raz Londyn: Polka rodzi dziecko w metrze, po tym jak służba zdrowia odmawia jej pomocy.

Zjednoczenie Polskie ogłosiło w specjalnym raporcie, że tylko w ciągu ostatniego roku o 20 proc. wzrosła liczba ataków na Polaków w UK. Rzecznik Praw Obywatelskich zaapelował do ministra spraw zagranicznych o zajęcie stanowiska w tej sprawie... Nie oszukujmy się - to już nie są pojedyncze przypadki. Jesteśmy solą w brytyjskim oku. Tylko dlaczego akurat my?

...bo zabieramy im pracę

To argument słyszany najczęściej - i na ulicy, i w mediach. W powszechnej opinii, Brytyjczycy biednieją, bo nie mają pracy, a nie mają jej, bo wziął ją ktoś inny. W domyśle – my, cudzoziemcy.

– Dziewięciu na dziesięciu imigrantów w UK pochodzi z Afryki lub Indii – mówił w sierpniu ubiegłego roku, w wywiadzie dla BBC, Daniel Kawczyński, brytyjski parlamentarzysta polskiego pochodzenia. – Rząd rozumie, że kwestia imigracji wymaga jakiś działań, ale nie śmie odnieść ich do innych grup etnicznych niż Polacy. Gdyby to dotyczyło jakiejkolwiek innej mniejszości, po prostu nie byłoby tolerowane – mówił.

Kilkanaście dni temu błysnęła w mediach informacja o 13-osobowej saudyjskiej rodzinie, która zdemolowała dany jej przez council dom wart 2 mln funtów i odmówiła pokrycia strat, tłumacząc się brakiem pieniędzy. Rezydencja z jacuzzi była w całości opłacana przez gminę Barnet w ramach świadczenia Income Support, do którego rodzina miała prawo, mimo że na podjeździe parkowały luksusowe samochody.

Takich rodzin jest w Wielkiej Brytanii o wiele więcej, o czym dobitnie mówią statystyki dotyczące ludzi starających się o brytyjski paszport. Ponad połowa z nich otrzymuje go na podstawie tzw. residency, czyli pięcioletniego okresu zamieszkiwania w Wielkiej Brytanii. Według danych Home Office, 77 proc. z nich pochodzi z Afryki, Azji i Bliskiego Wschodu. Ministerstwo spraw wewnętrznych dąży do takiej zmiany w przepisach, aby starający się o brytyjskie obywatelstwo nie mogli otrzymywać zasiłków w ciągu tych pięciu lat, kiedy czekają na paszport. Fakt, że taki krok był konieczny, wiele mówi o skali tego zjawiska.

Może więc – z dwojga złego – lepiej, że zabieramy Brytyjczykom miejsca pracy, do której i tak się nie palą i może właśnie dlatego dla wielu słowo „imigrant” w domyśle znaczy „Polak”. Bo to nas przeciętny Mr Smith najczęściej spotyka w pracy. W odróżnieniu od innych imigrantów, na których łatwiej się natknąć w kolejce po zasiłek. Jak na ironię, jest to drugi z najczęściej powtarzanych pod naszym adresem zarzutów.

...bo bierzemy zasiłki

Przyjeżdżamy i zamiast do pracy, masowo ustawiamy się w kolejce po benefity, czym doprowadzamy Wielką Brytanię do ruiny – głosi potoczna opinia. Nader chętnie potwierdzają ją media, wiedząc, że zasiłki to dla Brytyjczyków temat i nośny, i drażliwy.

Prawdziwa burza rozgorzała w ubiegłym roku, kiedy władze zapowiedziały zmianę w systemie przyznawania mieszkań socjalnych. Projekt przewidywał, że aby dostać darmowe lokum, trzeba będzie wykazać się choćby minimalną aktywnością w poszukiwaniu pracy. Zmiana miała też dotyczyć tych, którzy mieszkania socjalne już mają. Oni mieli je stracić, jeśli nie zaczną aktywnie szukać pracy.

Na radiowej antenie programu drugiego BBC rozpętał się wtedy istny sztorm dyskusji. Rozgoryczeni Brytyjczycy dzwonili i jeden przez drugiego, przerzucali się argumentami, oskarżając pospołu imigrantów (że zabierają im pracę) oraz rząd (że zamiast zrobić z nimi porządek, próbuje ukrócić darmochę). Może jedna lub dwie osoby odważyły się na głos rozsądku mówiąc, że skoro imigranci mogą znaleźć pracę, to może i miejscowi nie są tu bez szans. Wydźwięk całej dyskusji był jednak taki, że o ile z odebraniem ciężkiej i kiepskiej pracy Brytyjczycy jakoś sobie radzą, o tyle z odebraniem zasiłków – nie bardzo. I pewnie dlatego temat naszego apetytu na benefity wciąż w mediach powraca.

Zdumiewająco trudno znaleźć jakiekolwiek dane statystyczne na poparcie tej tezy. Home Office nie bardzo nawet wie, ilu Polaków mieszka w UK, nie mówiąc już o tym, ilu z nas pracuje, a ilu siedzi na garnuszku państwa. Wystarczy jednak rzut oka na rodzime statystyki „wyjechanych”, żeby jaki taki pogląd sobie wyrobić. Według danych polskiego Głównego Urzędu Statystycznego, najliczniej emigrują z kraju mężczyźni w wieku 20-24 lat. Dzieci, na które najłatwiej w Wielkiej Brytanii zdobyć benefity, stanowią wśród wyjeżdżających za granicę ledwie zauważalny odsetek.

Prawdopodobnie równie niewielki procent wszystkich Polaków na Wyspach stanowią ci, którzy korzystają z pomocy społecznej. Najpopularniejszy model polskiej rodziny to ciągle 2+2, a nie jak wśród innych nacji 2+7 czy nawet 2+10, więc kwoty, jakie państwo na tę pomoc wydaje, też nie są chyba oszałamiające. Szczególnie w porównaniu z korzyściami, jakie gospodarce brytyjskiej przynosi ogromna większość pracujących i płacących podatki Polaków.

Tak czy inaczej, obserwując doniesienia mediów o Polakach, trudno się nie pogubić. Pracujemy – źle, bo zabieramy posady, nie pracujemy – jeszcze gorzej, bo bierzemy zasiłki. I chyba jedyne, co dobrego moglibyśmy w tej sytuacji zrobić, to spakować walizki i wyjechać.

...bo dajemy sobie radę

Czemu więc tego nie robimy? Mimo szalejącego kryzysu i widma bezrobocia; mimo że wielu z nas mieszka w trudnych warunkach, ciężko pracuje i niewiele zarabia i wreszcie: mimo że bywamy dyskryminowani przez niezbyt lubiących nas Brytyjczyków?
Na forum internetowym jednego z popularnych portali pojawił się nie tak dawno temat o tym, co jest dobrego w Anglii. Wśród głosów polskiej Polonii najczęściej pojawiały się dwa słowa: łatwość i możliwości.

Łatwo w UK znaleźć pracę, założyć firmę, rozliczyć się z podatku, załatwić coś w urzędzie, łatwo zarobić, żyć i odłożyć coś na gorsze czasy, łatwo wreszcie realnie zaplanować swoją przyszłość w bardziej precyzyjnej formie niż „jakoś to będzie”. Internauci chwalili też sobie dostępność szkół, studiów i kursów podnoszących kwalifikacje zawodowe oraz możliwości, jakie one przed nimi otwierają.

Gdyby te wypowiedzi przełożyć na angielski i dać do przeczytania przeciętnym Brytyjczykom, nie mówiąc o jaki kraj chodzi, pewnie mało który trafnie by odgadł, że chodzi o ich ojczyznę, a pewnie wielu chciałoby tam wyemigrować. Bo punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i to, co dla jednych łatwe, nie musi takie być dla innych. Szczególnie, jeśli życie stawiało im zawsze mniejsze wymagania.

- Kiedy byłem dzieckiem i chciałem się pobawić w wojnę, musiałem znaleźć odpowiednią gałąź, siekierkę, wspiąć się na drzewo i ją uciąć, a potem wyobrazić sobie, że to pistolet - mówi Jacek, w Polsce pedagog, w Londynie pracownik budowlany. - Ludzie, z którymi dziś pracuję, kupowali taką zabawkę w sklepie. Teraz, kiedy w pracy jest jakiś problem, np. czegoś zabraknie, to my, Polacy, odruchowo kombinujemy, jak to obejść i jak poradzić sobie z przeszkodą pomimo wszystko. A oni rozkładają ręce i idą na herbatę. Bo myślą, że jak nie ma tej zabawki na półce, to już nic się zrobić nie da...

Może więc Brytyjczycy najbardziej nie lubią w nas tego, że czują się przy nas mało zaradni. Oni toną w długach, my nie. Im z pensji ledwie starcza na życie i rachunki, my pracujemy za mniej, wynajmujemy mieszkania, wysyłamy pieniądze do Polski i jeszcze mamy oszczędności. Oni drżą przed kryzysem, my nawet w takiej sytuacji zostajemy na obczyźnie. Oni narzekają na państwo i warunki, my w tym samym otoczeniu doskonale się znajdujemy. Oni wychodzą na ulicę strajkować przeciw cudzoziemcom, my zawijamy rękawy i bierzemy się do pracy.
Bo ktoś przecież w Wielkiej Brytanii pracować musi.

Dominik Waszek




adres tego artykuu: http://www.gbritain.net/articles.php?id=204