http://www.gbritain.net

:: Samopomoc po powrocie
Artyku dodany przez: Damian (2010-11-16 14:01:43)

Wrócili, i co? Udało się im czy przepadli w polskiej codzienności? Z różnych losów ludzi, którzy przenieśli się do Polski po kilkuletnim pobycie za granicą, da się wyciągnąć jeden wspólny mianownik: trzeba liczyć na siebie. Samopomoc to najlepszy sposób na zapuszczenie korzeni w krajowej rzeczywistości.

Nie ma jednej recepty na bezpieczny powrót do Polski. Uogólnienia różnych doświadczeń Polaków, zwanych reemigrantami, nie mają najmniejszego sensu. Są tacy, którym wszystko się udało i tacy, którzy po kilku miesiącach mają wrażenie, że nic się w kraju nie zmieniło.

Wiadomo, że żadnej wielkiej fali powrotów nie ma, chociaż miał ją wygenerować kryzys na rynku pracy w Wielkiej Brytanii. Eksperci, którzy zawodowo zajmują się tym rynkiem, twierdzą nawet, że jest odwrotnie.

– Recesja nie motywuje ludzi do zmian czy szukania nowych możliwości zatrudnienia – twierdzi Christopher Hume, dyrektor zarządzający w AER International, agencji rekrutującej uzdolnionych, wyedukowanych i doświadczonych pracowników dla swoich klientów mających bazy w Polsce i innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej. – Jeśli ktoś ma pracę tutaj, nie będzie stawiał wszystkiego na jedną kartę i szukał czegoś w Polsce. Owszem, jeśli ją straci, wtedy pomyśli o zmianach.

Jeśli obecny polski rząd jest w jakimś sensie liberalny, to ów liberalizm najbardziej uwidacznia się właśnie w podejściu do Polaków powracających z zagranicy. Jedynym jako takim wsparciem jest serwis internetowy, który pełni funkcję informacyjną.

– Przecież nie o to chodzi, żeby pomagać finansowo ludziom, którzy wyjechali w celach ekonomicznych – mówi bez gródek Maciej Szczepański, koordynator serwisu Powroty.gov.pl.

Dotacje i Anioły Biznesu

Wracający do kraju Polacy przy odrobinie dobrej woli i naprawdę dużej dozie cierpliwości mogą „dorwać” się do dotacji i pożyczek na rozpoczęcie i prowadzenie działalności gospodarczej. Muszą jednak pogodzić się z polską paranoją, która nakazuje im najpierw pójść na bezrobocie.

Tak jest w przypadku starań o dofinansowanie z powiatowych urzędów pracy w wysokości prawie 20 tys. zł. Procedura przyznawania tej dotacji może się ciągnąć nawet do 10 miesięcy, więc trzeba mieć spory zapas gotówki, żeby przetrwać ten czas.

– Zaraz po przyjeździe do Polski zarejestrowałam się w pośredniaku i zaczęłam starania o tę dotację – mówi Monika Ligus, która właśnie rozpoczyna działalność polegającą na prowadzeniu e-sklepu.

– Musiałam wziąć udział w kursie „ABC Biznesu”, przygotować biznesplan, byłam na rozmowach kwalifikacyjnych, wypełniałam stos kwestionariuszy, miałam wizyty urzędników, musiałam postarać się o dwóch żyrantów – wylicza. – W końcu się udało. Biurokracja jest ciągle wielka, jednak jeśli ktoś ma wyraźny cel, to sobie z nią poradzi.

Dwa razy więcej oferuje program unijny „Wsparcie oraz promocja przedsiębiorczości i samozatrudnienia”. Niestety, on również obwarowany jest warunkami, które mogą sprawiać kłopot reemigrantom. Na 40 tys. zł dotacji mogą liczyć wyłącznie osoby, które przez ostatnie 12 miesięcy nie prowadziły działalności gospodarczej i są bezrobotne.

– Kto wie, jestem już zaprawiona w bojach, więc sprawdzę, czy kwalifikuję się do tego programu – dodaje Monika Ligus. – W przypadku dotacji z pośredniaka czekałam około cztery miesiące, teraz też mogę poczekać. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie to, że mój mąż z miejsca dostał pracę, dzięki czemu mamy za co żyć.

Zdarzają się również programy wsparcia finansowego adresowane wyłącznie do przyszłych przedsiębiorców powracających z zagranicy. Taki był zakończony już projekt „Zostań w Polsce swoim szefem”, skierowany do osób nieaktywnych zawodowo, które powróciły z emigracji zarobkowej, zamieszkały na terenie województwa mazowieckiego i nosiły się z zamiarem rozpoczęcia własnej działalności gospodarczej w Warszawie.

Docelową grupę stanowili emigranci powyżej 45 roku życia, emigrantki, które chciały wrócić lub wejść po raz pierwszy na rynek pracy po urodzeniu dziecka oraz osoby powracające z zagranicy po utracie pracy nie z własnej winy. Ci, których wnioski zostały przyjęte, mogli liczyć na dotację do 40 tys. zł oraz comiesięczne dofinansowanie na wydatki związane z utrzymaniem firmy przez pół roku lub rok.

Działają w Polsce również tak zwane Anioły Biznesu. Pod tą górnolotną nazwą kryją się prywatni inwestorzy, którzy lokują pieniądze w nowych, dobrze rokujących firmach. Dzięki kapitałowi Aniołów początkujący przedsiębiorcy mogą w ciągu 2-4 lat rozwinąć skrzydła, dając inwestorowi wysoki wzrost wartości jego udziałów. To coś w rodzaju brytyjskich „Smoków” znanych z telewizyjnego programu „Dragons Den”, tylko bez całej tej showbiznesowej otoczki.

Łowcy głów wysyłają do Polski

Nie każdy powracający myśli o założeniu własnego biznesu. Na ludzi, którzy pracowali za granicą w branży finansowej i zajmowali stanowiska średniego szczebla zarządzania lub marketingu, polują headhunterzy.

Agencje rekrutacyjne odwracające kierunek poszukiwania pracy to symptomatyczna nowość – łowcy głów szukają polskich profesjonalistów pracujących np. w londyńskim City i lokują ich w międzynarodowych koncernach szukających możliwości rozwoju w Europie Środkowo-Wschodniej.

Dzięki jednej z takich agencji prestiżową pracę dostała Sylwia Kujawa, która z miejsca została szefową działu wewnętrznego audytu rynków kapitałowych w Banku Zachodnim.

– To bank z czołówki instytucji finansowych w Polsce. Nigdy nie osiągnęłabym takiego stanowiska w którymś z pięciu największych brytyjskich czy irlandzkich banków – mówi z przekonaniem Kujawa. – To, co w Polsce mogło się wydarzyć, tutaj nie byłoby możliwe.

Dlaczego profesjonalistom jest łatwiej w kraju? Bo mają doświadczenie, które dla Polaków z Polski jest nieosiągalne. Pracodawcy cenią w reemigrantach inne, bardziej globalne podejście do rozwiązywania problemów, nowe pomysły inspirowane rozwiązaniami organizacyjnymi, zastosowaniem nowych technologii zaobserwowanych za granicą, a także znajomość języka obcego w stopniu konwersacyjnym oraz fachowego słownictwa i slangu, co ułatwia kontakty z native speakerami.

– Polscy pracownicy bez doświadczenia z zagranicy nie mają w naszych oczach tak wysokich kompetencji, które daje praca w międzynarodowych instytucjach czy koncernach – mówi Christopher Hume.

Potwierdza to z drugiej strony szefowa centrum finansowego banku HSBC w Krakowie, czyli przedstawicielka pracodawcy poszukującej w Polsce pracowników.

– Chętnie zatrudniamy u nas Polaków z zagranicznym doświadczeniem, bo są oni bardziej otwarci na innowacje, łatwiej się adaptują w nowym środowisku pracy i są świadomi kulturowych niuansów, co jest ważne w kontaktach z klientami – mówi Monique Frugier.

Mit wygórowanych żądań

Nawet najwięksi profesjonaliści muszą się po powrocie do Polski pogodzić z jedną rzeczą – mniejszymi zarobkami. Prestiż stanowiska może być dużo większy, ale niestety nie idzie to w parze z wynagrodzeniem.

– Polskie zarobki prawdopodobnie nigdy nie osiągną poziomu wynagrodzeń londyńskich – nie ma złudzeń Christopher Hume. – Profesjonalista, który znalazł zatrudnienie w Warszawie, będzie dostawał przeciętnie 60 proc. tego, co zarabiał w Londynie. Trzeba jednak wziąć pod uwagę koszty utrzymania, które w Polsce są dużo niższe.

Z tym ostatnim nie wszyscy się jednak zgodzą. Ceny wynajmu mieszkań, co stanowi główny składnik kosztów utrzymania, są coraz wyższe. Stolica Polski od wielu lat nieprzerwanie króluje na szczycie rankingów najdroższych nieruchomości.

Według raportu serwisu WynajmeMieszkanie.pl, w październiku cena 50-metrowego mieszkania przeznaczonego na wynajem wynosiła średnio 3100 zł, przy czym najwięcej lokali oferowano w dzielnicach Mokotów i Ursynów.

Za wynajęcie kawalerki w październiku liczono sobie w stolicy średnio 1710 zł, za dwupokojowe lokum 2173 zł, za trzypokojowe mieszkanie – 2992 zł, a cena wynajmu mieszkania czteropokojowego i większych wahała się w granicach 4639 zł.

W Warszawie zaoferowano także najdroższe mieszkanie do wynajęcia – 20 tys. zł miesięcznie za 220-metrowe lokum zlokalizowane w Śródmieściu.

To prawda, że wracający do kraju mają duże oczekiwania finansowe. W Polsce wprost mówi się, że są one „wygórowane”. Rządowy serwis skierowany do reemigrantów pisze nawet, jak pracodawcy powinni sobie z tym radzić.

„Dla pracodawców problemem mogą być wymagania finansowe reemigrantów, często przekraczające wysokość średniej krajowej pensji w Polsce. Ale sytuacja ta – w obliczu trudności ze zdobyciem wymarzonej pracy – zmienia się – czytamy w Powrotniku. – Dlatego decyzja o związaniu się z daną firmą coraz częściej nie jest podyktowana zarobkami (choć dopóki to one decydują o sprawach bytowych, są ważne), ale możliwościami rozwoju, awansu, wykonywania ciekawych zadań, dobrą atmosferą w pracy, możliwością spędzania czasu wolnego i weekendów z rodziną czy przyjaciółmi.”

Innymi słowy, w sukurs pracodawcom spotykającym się z „wygórowanymi” żądaniami ze strony wracających z zagranicy idzie... brak pracy, choćby wymarzonej. Emigrant nie może wybrzydzać, bo inaczej będzie siedział w domu. Trudno nazwać to systemowym podejściem do problemu.

Propaganda powrotu

Instytucjonalna pomoc osobom, które wróciły bądź chcą wrócić do Polski, nie jest wystarczająca i często ogranicza się do roboty „wujka Dobra Rada”. Ciekawe, że redakcja serwisu Powroty.gov.pl sama kreuje lub stara się kreować rzeczywistość, a następnie tę kreację opisuje.

Przykładem niech będzie krótki artykuł „Fora dla reemigrantów pomagają w aklimatyzacji”, w którym czytamy między innymi: „Tematyka reemigracyjna coraz częściej pojawia się na forach dyskusyjnych, których przybywa w sieci. Z kolei internauci zaczynają doceniać możliwość wymiany doświadczeń między sobą, gdyż utwierdzają się w słuszności podjętej decyzji związanej w powrotem do kraju.”

Wokół owej „propagandy powrotu” zbudowany jest cały portal. Czytamy dalej: „Zazwyczaj z decyzji o powrocie do kraju są zadowoleni, choć podkreślają, że nie było łatwo.

– Przez pierwsze dwa miesiące dużo się przemieszczałam. Odkrywałam na nowo stare miejsca, „odkurzałam” dawne znajomości. Zaczęłam rozglądać się za możliwościami – mówi jedna z forumowiczek w Goldenline. – W drugim tygodniu poszukiwań miałam już pierwszą ofertę pracy. Szukałam zajęcia, które pozwoli mi się rozwijać, które daje satysfakcję i kontakt z ludźmi.”

Prawda jest taka, że na Goldenline nie ma żadnych ożywionych dyskusji o reemigracji. Komentarze są raczej rachityczne, a wymiana doświadczeń sprowadza się do wyliczania sentymentalnych powodów do powrotu. W tych rzekomych dyskusjach często przewija się... redaktor „Powrotnika”, który raczej bezskutecznie chce nawiązać kontakt z tymi, którzy wrócili.

Jak przyznaje szef serwisu Maciej Szczepański, najwięcej pytań do redakcji rządowej strony dotyczy systemu społecznego, rodzaju zasiłków i starań o ich otrzymanie. Nie ma w tym winy ludzi, którzy „Powrotnik” tworzą, ale gdyby tylko polskie władze bardziej starały się wyzwalać inicjatywę reemigrantów... Zapewne mniej byłoby wśród nich „zasilaczy” szeregów bezrobotnych.

Adam Skorupiński




adres tego artykuu: http://www.gbritain.net/articles.php?id=221